Każdy zespół miał do wykonania, inny niż w eliminacjach, scenariusz zadania inspekcyjno-ratunkowego. Nie było powtórek ani drugich szans, wszystko musiało być położone na jedną kartę, a najmniejszy błąd, tak jak i w prawdziwym życiu mógł zakończyć się fiaskiem całej misji oraz być końcem marzeń o wygraniu zawodów.
Zespół nie zawiódł i wykonując kolejne konkurencje utrzymał pozycję z eliminacji, zajmując trzecie miejsce.
- Wiedzieliśmy, że będzie bardzo ciężko w finale, dwie pierwsze drużyny zaznaczyły swoją przewagę i pokazały jak dużo pracy wykonały przez ostatnie trzy lata. Jednocześnie my czuliśmy oddech 4 drużyny, która po eliminacjach uplasowała się tuż za nami, więc wiedzieliśmy że najmniejszy błąd może nas bardzo dużo kosztować - mówi Łukasz Kędzierski lider zespołu.
Konkurs stał na bardzo wysokim poziomie technologicznym w stosunku do poprzedniej edycji zawodów. Tym bardziej cieszy tak dobre miejsce Raptorsów, którzy na konkurs pojechali w mocno odmłodzonym składzie.
- Tym, co było dla nas barierą to słaba znajomość języka angielskiego przez organizatorów konkursu. Pierwszego dnia eliminacji straciliśmy praktycznie wszystkie próby testowe i te już oceniane, ponieważ nie mogliśmy zdobyć klarownych informacji o procedurach startowych. Było to dla nas bardzo frustrujące, bo stracony czas rzutował również na kolejne dni, co przełożyło się na słabsze wyniki w drugim dniu konkursu. Po stanowczej reakcji naszego mentora, organizatorzy przydzielili nam tłumacza. To znacznie ułatwiło komunikację i pozwoliło na równą walkę z pozostałymi drużynami - mówi Ewelina Rosiak, programista w zespole.
Był to wyjazd bardzo wyczerpujący psychicznie i fizycznie. Pierwsze dwa tygodnie drużyna spędziła na kwarantannie, równocześnie szlifując algorytmy na konkurs. Natomiast bezpośrednio po zakończeniu konkursu ze względu na ograniczenia związane z Covid-19 Raptorsi musieli spakować sprzęt i zostali przewiezieni w pobliżu lotniska, z którego już dzisiaj wracają do Polski.